Podsumowanie sezonu 2023 i wątek kryminalny

Życie nie składa się tylko z publikowania postów na blogu, czasem trzeba też pracować, spać i jeść. I szykować formę na Harpagana. To w moim przypadku. I ogarniać wrześniową Warownię. To też w moim przypadku. Jakoś tak się właśnie złożyło, że ostatnio, po krótkim okresie obsesji grania w zakładach bukmacherskich, obsesyjnie myślę o publikowaniu postów na blogu (wiele rzeczy robię obsesyjnie, ma to swoje źródło w moich zaburzeniach obsesyjno-kompulsywnych). Może się to wydawać o tyle dziwne, że publikuję tu mało co i rzadko kiedy. No ale jeśli weźmie się pod uwagę długość moich postów, to już sprawa przedstawia się w zupełnie innym świetle. Mam wrażenie, że nic więcej nie robię, tylko piszę albo myślę o pisaniu. Chociaż prędzej to drugie. Opublikuję ten post, potem trzy kolejne – relacje ze Śniegołazika, Manewrów SKPT i Harpagana i zrobię dłuższą przerwę w pisaniu na rzecz gorączkowych przygotowań do organizacji wrześniowej Warowni. Wzorcówki czekają. 15 wzorcówek dla 15 tras, łączna liczba lampionów ok. 1040. Póki co, czas na podsumowanie roku 2023, nie tylko pod względem nawigacyjnym.

W ubiegłym roku wystartowałem w 13 InO. To jak mi na nich szło obrazują poniższe wykresy. Bardzo udziwnione, bo za wskaźnik sukcesu obrałem sobie odsetek uczestników, których na danym InO pokonałem. Wartość 100% oznacza 1 miejsce na zawodach, a 0% – ostatnie.

W roku 2023 moimi największymi sukcesami było zwycięstwo do spółki z Anią Bogdanowicz na Śniegołaziku 26.02 i dwa trzecie miejsca na jesieni na MnO Biała ’23 Jesień i X Cool-InO. Wszystkie te imprezy zaliczane były do Pucharu Pomorza Gdańskiego Krótkodystansowych InO (PPG KInO 2023). Ubiegły rok podzieliłbym na trzy fazy – dobry początek – trzy stosunkowo wysokie słupki (Śniegołazik, XI MnO Do Źródełka i XLIX Manewry SKPT, chociaż to ostatnie dyskusyjne – takie 5 miejsce na 9 na Manewrach waży trochę mniej niż 5 miejsce na 9 na imprezach rangi PPG KInO na trasie TZ), słaby środek – czyli praktycznie cała wiosna – od Włóczykija Wiosna do Moczarów i bardzo dobra jesień i zima – ledwie 4 starty, ale 3 z nich bardzo dobre. Na wiosnę kombinowałem z odstawianiem leków na depresję i inne przypadłości psychiatryczne i możliwe, że to był główny powód słabszej formy. O ile uważam, że leki tego typu do pewnego stopnia obniżają sprawność psycho-fizyczną, to jednak zdecydowanie obniżają poziom stresu, co bardzo pomaga w główkowaniu na InO (niższy poziom kortyzolu i noradrenaliny, czyli właśnie hormonów stresu). Obniżony poziom stresu to jednak także niski poziom mobilizacji do działania (walczysz na zawodach, a wcale nie chce ci się walczyć). Co do samej depresji, w stanie depresji intelekt jest upośledzony. Jak jesteś zdołowany, trudniej się myśli, co przekłada się na gorsze kminienie na InO. W stanie zaleczenia depresji (branie leków przez dłuższy czas) IQ jest wyższe, podejmuje się lepsze, bardziej adekwatne do sytuacji decyzje. Jednym słowem na dwoje babka wróżyła. W każdym bądź razie o ile kiedyś bardzo psioczyłem na leki w kontekście wyników na InO, o tyle teraz jak już oswoiłem się z lekami, widzę że w dłuższej perspektywie pomagają. 

Poniżej jeszcze jedna tabelka. Tutaj podzieliłem, bardzo subiektywnie zresztą, moje starty na InO 2023 na udane (kolor zielony, lewa część tabeli) i nieudane (kolor czerwony, prawa część tabeli). Za linię graniczną przyjąłem wskaźnik 50% – jeśli pokonałem więcej niż 50% uczestników zawodów – kolor zielony, w przeciwnym razie kolor czerwony. 

Łącznie startów udanych miałem 6, nieudanych 7. Rozpiętość zajmowanych miejsc była naprawdę ogromna, co pokazuje z jednej strony nierówność mojej formy, a z drugiej, chyba nawet bardziej, wysoki poziom uczestników naszych pomorskich InO. Poza Pawłem Ćwidakiem i Markiem Wroną, którzy każdy start zamieniają w złoto, reszta kotłuje się ze sobą, raz będąc u góry, raz na dole, niczym kasza w wielkim okrętowym kotle. A w nim majtkowie wielkimi wiosłami mieszają i tak dalej (jeśli chcesz wiedzieć więcej na temat kaszy w okrętowym kotle i co się z nią wyrabia – odsyłam do „Dziadów” Mickiewicza – ostatnia część, fragment o ćwiczeniach wojsk carskich w Sankt Petersburgu).

Tyle na temat podsumowań nawigacyjnych. Pod wieloma innymi względami rok 2023 zaliczę do udanych, przynajmniej jak na moje obniżone przez walkę z depresją i innymi przypadłościami psychiatrycznymi, standardy. Jeśli chodzi właśnie o walkę z własnymi demonami, zdecydowanie na plus – leki zażywałem regularnie i mniej więcej ogarniałem swoje życie. Scementował się mój związek z Sarą, zamieszkałem z nią na stałe i przestałem być w pewnym sensie bezdomny (wynajmowanie mieszkania w wieku 43 lat uważam za pewnego rodzaju bezdomność, a przynajmniej jakąś tam formę niewolnictwa, tzn. płacisz jak za zboże i jesteś zdany na każdy kaprys właściciela, który pod byle pozorem może cię wywalić z mieszkania). Jeśli chodzi o pracę też na plus, bo znalazłem nową, lepiej płatną i bardziej stabilną. Porażką zakończyła się organizacja IV Warowni, bo koniec końców jej nie zorganizowałem. Z drugiej strony przeniosłem ją na ten rok, dalej przy niej działam, więc być może była to tylko porażka chwilowa, a piękny koniec w tym roku zwieńczy dzieło. Po kłopotach na początku roku ze zoperowanym kolanem, które wykluczyły mnie w znacznym stopniu z treningów aż do września, zacząłem ostre przygotowania do Harpagana wiosna 2024 i tutaj treningi zdecydowanie na plus. Schudłem też ze 105,1 kg do 100,5 kg i dalej zamierzam chudnąć. Finansowo trochę dołek. Inflacja chyba wszystkim ostro dała się we znaki. Ja w maju straciłem pracę, ale zanim to się stało, zarabiałem bardzo mało. Na szczęście dostałem solidną odprawę, ale potem był kredyt na zakup roweru i Warownię i do dziś się borykam z jego spłacaniem, nie mówiąc o tym, że w tym roku doszły wydatki na in vitro i wyjazd z Sarunią do Włoszech. Najbliższe 2 lata będą więc bardzo chude, będzie jedno wielkie spłacanie, trzeba będzie zacisnąć pasa, ale, odpukać, dopóki wychodzę zwycięsko z walki z depresją i innymi przypadłościami psychiatrycznymi, widzę przyszłość w jasnych barwach.

Teraz poruszę wątek kryminalny. Otóż mam wroga na blogu, który jakiś czas temu ostro stalkował mnie i Sarunię, publikując niewybredne komentarze na nasz temat. Przyczepił się naszego związku, tak jakby w czymś mu wadził. Może zazdrościł nam szczęścia, może był zakochany we mnie lub Saruni i nie było mu na rękę, że któreś z nas przestało być singlem? Może mścił się za dawne krzywdy? A bo mało to wariatów, kipiących zawiścią i zazdrością chadza po świecie? Jeśli chcecie prześledzić dyskusję, jaka wywiązała się między mną, Sarunią, a internetowym trollem, zapraszam do przejrzenia komentarzy pod kilkoma wcześniejszymi postami. Troll praktycznie za każdym razem używał innego nicka. W pewnym momencie dałem się wyprowadzić z równowagi i odpowiedziałem mu pięknym za nadobne, ale potem ruszyło mnie sumienie i przeprosiłem. Przeprosiny nic nie dały, a wręcz jeszcze bardziej rozjuszyły hejtera, czemu dał wyraz wysyłając na fb obrzydliwą wiadomość do Saruni. Pod fikcyjnym kontem Krzysztof Debilski. Napisał, że Sarunia jest naiwna, że weszła ze mną w związek, bo ja nie dam jej nic więcej poza wsparciem duchowym, że finansowo i jeśli chodzi o status społeczny, nic sobą nie reprezentuję, że jak jakiś warszawski cwaniak poleciałem tylko na kasę i w dodatku jak urodzi dziecko, to zarówno ona jak i dziecko będą miały przeze mnie siniaki we wszystkich kolorach tęczę, bo na pewno, skoro mam problemy z depresją, jestem damskim bokserem i znęcam się nad słabszymi. Właśnie tak to jest z wdawaniem się w pyskówkę z hejterem w sieci – nie masz z hejterem szans, bo ciebie ruszy w pewnym momencie sumienie i zrobi ci się go żal, a on nie ma żadnych skrupułów. W tej całej sytuacji świetną poradę otrzymałem od jednego z moich metafizycznych guru, czyli kolegi Krzyśka z gdyńskich Babich Dołów – „nie baw się w szambonurkowanie z hejterem, bo pobije cię doświadczeniem”. I jeszcze inna cenna porada od mistrza RL (tak, tak, to ten sam, który nauczył mnie prawa zachowania górki!) – „jeśli dotkniesz gówna, masz ręce w gównie”. Do następnego poczytania.

Dodaj komentarz